READ THIS STORY IN: 🇬🇧 EN, 🇭🇷 HR, 🇮🇹 IT

Chciałbym móc pokazać ci zdumiewające światło twojego istnienia.
— Hafiz
Przez lata nosiła w sobie kamienie. Tak długo, że najczęściej nawet ich nie zauważała. Nie pamiętała, kiedy pojawiły się po raz pierwszy. Czasem przybierały kształt ciężkich głazów zbudowanych z rozpaczy, poczucia winy i złości; innym razem były ledwie kamyczkami, lekkimi jak cień w słoneczny dzień. Ale zawsze były obecne.
Znajdowała je wszędzie — w kieszeniach, w butach, w najdziwniejszych miejscach w domu. Bywały dni, kiedy przygniatały ją tak mocno, że nie potrafiła podnieść się z kanapy; innym razem drobny kamyczek tkwił w jej gardle i odbierał jej głos. Czasem piętrzyły się tuż przed nią i zamieniały w skalną ścianę — nie do przebycia, nie do ominięcia.
Próbowała pozbyć się ich niezliczoną ilość razy. Zostawiała je w parku, wyrzucała z balkonu, a w te lżejsze dni strząsała z siebie jak zły sen zaplątany we włosy. A jednak zawsze wracały.
Pewnego zimnego wieczoru, gdy szła do domu przez park, ciemność była głęboka i pusta. Tylko przygaszone latarnie wyznaczały jej drogę. Spojrzała w górę przez nagie gałęzie, i dostrzegła chmurkę drobnych muszek krążących wokół światła, jakby odprawiały cichy, tajemny rytuał. Uśmiechnęła się lekko, wyobrażając sobie ich zaklęcia.
W tej samej chwili duża ćma uniosła się ku niej i bezszelestnie przysiadła na jej rękawie. Jej pierwszym odruchem było ją strząsnąć, lecz cisza wieczoru — i taniec muszek wokół migoczącej poświaty — sprawił, że się zatrzymała. Podniosła ramię, by przyjrzeć się jej z bliska.
Było w niej coś niezwykłego. Jej skrzydła połyskiwały delikatnym, opalizującym pyłem, a wokół unosiła się ledwie uchwytna aureola iskierek, które unosiły się ku górze. Stała jak zaczarowana, zachwycona pięknem tego stworzenia. Patrzyła, jak najdrobniejsze drobinki unoszą się, dotykając jej twarzy, splatając się z włosami. Kiedy spojrzała w dół, zauważyła, że całe jej ciało lśni lekkim, bladym blaskiem — takim samym jak ćma.
Poczuła, że jej oddech i puls zwalniają, dostrajając się do rytmu unoszących się iskierek. Kiedy spojrzała ćmie w oczy, przemknęło przez nią osobliwe wrażenie, że przez ułamek sekundy patrzy prosto na nią. Jakby przekazywała jej bezgłośną wiadomość — taką, którą słyszy się jedynie sercem. Nie chciała, by ta chwila się kończyła. Ogarnął ją spokój i ukojenie, czułe i lekkie, nie do opisania.
Nagle podmuch wiatru przeciął ciszę, szeleszcząc gałęziami i przerywając czar. Ćma wzbiła się w ciemność i zniknęła. Zrobiło jej się zimno, jakby przebudziła się z pięknego snu. Spojrzała na muszki krążące w górze; świat znów wydał się zwyczajny. Ruszyła do domu szybkim krokiem, nieświadoma, że snuje się za nią delikatna smuga iskrzącego pyłu.
Nazajutrz obudziła się, nie pamiętając niczego z poprzedniej nocy po odlocie nocnego motyla. Zaparzyła kawę i usiadła w salonie. Coś się zmieniło. Przestrzeń wydawała się większa, jakby pokój wziął głęboki oddech po raz pierwszy od lat. Z ciekawością przeszła przez mieszkanie i odkryła, że każdy kąt stał się bardziej otwarty, a w powietrzu unosiło się lekkie echo ciszy. Nawet drzewa za oknem stały jakby dalej od siebie, jakby świat w jedną noc powiększył swoje granice.
Zdezorientowana wróciła na fotel. Wsuwając dłoń do kieszeni, spodziewała się poczuć znajomą chłodną twardość kamieni — ale nie było tam nic. Sprawdziła drugą kieszeń, buty, torebkę. Rozejrzała się po domu. Żadnych kamieni. Gdzie się podziały?
Gdy stanęła przy oknie, pojedyncza drobinka opalizującego pyłu opadła na jej rękaw. Wpatrywała się w nią, czując, jak w piersi powoli rozkwita ciepło, po czym iskierka zniknęła w świetle poranka. Jej palce odruchowo zacisnęły się na pustych kieszeniach, jakby wciąż szukały ciężaru, którego już nie było. Przeszedł ją dreszcz nieznanej wolności, a na skraju świadomości zamigotało wspomnienie — coś miękkiego, świetlistego, skrzydło, które uniosło ją przez noc.
Zamknęła oczy i pozwoliła, by nowa przestrzeń w niej samej wypełniła się spokojem, niepewna, czy to świat się zmienił — czy ona.
Leave a reply to Ioana Cancel reply